Etykiety

szycie (239) patchwork (223) narzuta (174) dekoracje (145) szydełko (136) rękodzieło (132) zakupy (95) dom (77) poduszka (76) mieszkanie (65) recykling (62) torba (57) zabawki (57) Święta (54) torby eko (49) książka (45) pościel (43) vintage (29) Tilda (28) lalka (26) zawieszki (24) Czerwony Kapturek (21) remont (21) decoupage (17) Wielkanoc (15) podróż (14) bazar na Kole (13) kosz (13) igielniki (11) królik (8) klatka dla ptaków (6) maszyna do szycia (6) Edek (5) puszki (5) dywan (4) helloween (3) kosmetyczka (3) szpule (3) filc (2) meble z palet (2) pompon (2) półka (2) słodycze (2) walentynki (2) effe (1) katalog (1) leporello (1) manekin (1) szyld metalowy (1) taca (1) upcykling (1)

niedziela, 22 maja 2016

O Czerwonym Kapturku. Znowu.

Nie jest to na pewno moja ulubiona baśń. Ciężko mi uwierzyć, że można ją polubić. Do dziś kiedy ją czytam, lub opowiadam czuję na plecach oddech czającego się w gęstwinie wilka.

 Niezmiennie mnie ona jednak fascynuje, wracam do niej z każdym nowym wydaniem i trzęsącymi się rękoma mierzę się z kolejnymi wizjami pisarzy, ilustratorów i wydawców. Zbieram kolejne wydania książek, zabawki, figurki, T–shirty z wizerunkiem tej małej dziewczynki, podziwiając mnogość i różnorodność jej wcieleń. Książki o niej może znaleźć odbiorca w każdym wieku, o różnych potrzebach i poziomie czytelniczego wtajemniczenia.

Ogromne wrażenie zrobiła na mnie interpretacja  Bettelheima, bardzo spójna z moim odbiorem tej historii. Widzę w Czerwonym Kapturku skrzywdzoną dziewczynkę, która zawiodły dwie dojrzałe kobiety, powołane to tego, aby ją chronić. Mam jednak ogromną nadzieję, że dziecko, któremu los oszczędził traumy molestowania lub innego rodzaju przemocy, zdoła dostrzec w tej opowieści jedynie przestrogę i napomnienie . Z łatwością mogę sobie wyobrazić, że szczęśliwe dzieci znajdują w tej baśni obraz pięknej łąki, zielonego lasu i ukaranego wilka.

Moje ulubione wydania to „Czerwony Kapturek w wielkim mieście” z ilustracjami Roberto Innocentiego ( Media Rodzina 2014), „Czerwony Kapturek” z ilustracjami Joanny Concejo (Tako 2015)  i „Kinder und Hausmarchen ohne Worte” Franka Flotmanna ( Niemcy 2015).

Pierwsza książka przenosi Czerwonego Kapturka do współczesnego świata; dziewczynka przemierza samotnie współczesną dżunglę wielkiego miasta. Zwierzę, które okazuje się największym  zagrożeniem, to człowiek.

Publikacja jest bardzo obrazkowa, ze szczątkowym tekstem. Ilustracje są pełne treści, bardzo dynamiczne, dające możliwość różnorodnych interpretacji: w zasadzie każda z nich mogłaby opowiedzieć osobną historię. Doskonale oddają klimat wielkiego miasta: niemal słuchać hałas, gwar, daje się odczuć panujący tam chaos. Dziecko w czerwonym płaszczyku wtapia się w tłum; nie jest to zielony las na tle którego byłoby bardzo widoczne, wydaje się też, że otaczający je ludzie mogliby zminimalizować zagrożenie, zaoferować pomoc. Jest świat znany, a może nawet bliski małemu czytelnikowi. Dziewczynka wędruje po znanym sobie mieście, wydaje się, że jest bezpieczna – ale ani znane otoczenie, ani otaczający ją tłum nie ustrzegli jej przed „złym zakończeniem”.

 Autor tekstu przypomina nam, że znajdujemy się w baśni i możemy na nią wpływać; a zaproponowanie zakończenie jest jedynie jednym z wielu możliwych. Wydaje się to dobrym punktem wyjścia do rozmowy z dzieckiem na temat bezpieczeństwa czy pedofilii. Szalenie ważnym wydaje mi się opowiedzenie przez dziecko pozytywnego zakończenia tej historii. Bardzo chciałabym, aby uratowało ono Czerwonego Kapturka.

Publikacja adresowana jest do odbiorcy znającego treść baśni;  wydaje się ona znana tak powszechnie, że aż trudno mi uwierzyć w istnienie małego odbiorcy kultury, który by się z nią nie zetknął.

Zupełnie inny klimat odnajdziemy w książce zilustrowanej przez Joannę Concejo. To klasyczna wersja baśni, opowiedziana pięknym literackim językiem (tłumaczenie Łukasza Musiała z języka niemieckiego, z pierwszego wydania baśni braci Grimm z 1812 roku); wydaje się być propozycją dla dziecka, zarówno tego najmłodszego, które zetknie się z nią po raz pierwszy; jak i starszego – które chcemy zapoznać z klasyczną wersją opowieści. Mimo, że nie jest to książka obrazkowa, trudno nie docenić tej strony przedsięwzięcia; ilustracje nie tylko obrazują zachodzące zdarzenia, ale również je interpretują.

Bardzo odpowiada mi nawiązanie do wiejskiego folkloru, to jakby wskazanie na korzenie  tej opowieści.

Perfekcyjnie oddany klimat babcinego domku; wzorzysta tapeta, poroże jelenia i głowy innych wypchanych zwierząt, koronkowa serweta, kwiaty w doniczkach. Dom wydaje się być bezpiecznym obrazem z dzieciństwa, oglądanego z odległej perspektywy czasowej. Mieści się on jednak w gęstym ciemnym lesie. Przypomina mi  trochę mapę stumilowego Lasu; tyle , że w lesie Concejo brakuje szerokich, bezpiecznych ścieżek łączących dobrze znane miejsca. Mnóstwo tam krzaków, paproci; las spowija półmrok. Wielki, puszysty wilk oswaja dziewczynkę włączając się do zabawy kłębkiem wełny. Czerwona włóczka sączy się po stronach jak stróżka krwi. Niewinna z pozoru zabawa powoli zamienia się w horror. „Oswojona” dziewczynka wydaje się tego nie zauważać. Wilk wychodzi z cienia. Już wiemy, że to pedofil.
 


 
Publikacja jest bardzo uniwersalna; można ją czytać tekstem lub obrazami; można zachwycić się ich połączeniem.

Gdybym mogła ją wybrać, kiedy Sara była maleńka, tak właśnie poznałaby Czerwonego Kapturka. 
Ostatnia pozycja to moje najnowsze odkrycie, wyjątkowa gra z czytelnikiem. Publikacja obrazkowa, rodzaj komiksu zbudowanego z piktogramów. Idealnym adresatem wydaje się być ktoś znający kanoniczne teksty baśni, kto będzie konfrontował znaną sobie opowieść z bardzo interesującą  interpretacją obrazkową; pełną humoru i nieoczywistych skojarzeń. Autor używa ograniczonej palety kolorów, ilustracje są proste i schematyczne, wymagają wielu dopowiedzeń. Zastosowane „skróty” dają jednak wiele możliwości; można opowiadać piktogramy na wiele sposobów. Bardzo jestem ciekawa, jakie historie opowiedziałby ktoś nie znający baśni zebranych przez Grimmów.

 
 
 

http://www.amazon.de/Grimms-M%C3%A4rchen-Worte-Frank-Fl%C3%B6thmann/dp/3832197087

Poza licznymi zbiorami baśni, katalog Biblioteki Narodowej odnotowuje 370 pozycji z „Czerwonym Kapturkiem” w tytule.

Wiele z nich przejmuje smutkiem lub grozą; świadczą o zupełnym braku szacunku do dziecięcego czytelnika i jego rodziny. Zaryzykowałabym nawet twierdzenie, że szkodzą. O wiele bardziej wartościowe wydaje mi się powiadanie dzieciom baśni, niż „raczenie” ich edytorskimi koszmarkami. Zresztą ujęłam to zbyt delikatnie; wcale mi się nie wydaje. To, że baśń jest własnością ludzkości, nie może przecież oznaczać, że wolno z nią zrobić wszystko.

 To tak jakby domalować Mona Lisie wąsy. Na oryginale.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz