Nie jest to na pewno moja ulubiona
baśń. Ciężko mi uwierzyć, że można ją polubić. Do dziś kiedy ją czytam, lub
opowiadam czuję na plecach oddech czającego się w gęstwinie wilka.
Niezmiennie mnie ona jednak fascynuje, wracam
do niej z każdym nowym wydaniem i trzęsącymi się rękoma mierzę się z kolejnymi
wizjami pisarzy, ilustratorów i wydawców. Zbieram kolejne wydania książek,
zabawki, figurki, T–shirty z wizerunkiem tej małej dziewczynki, podziwiając
mnogość i różnorodność jej wcieleń. Książki o niej może znaleźć odbiorca w
każdym wieku, o różnych potrzebach i poziomie czytelniczego wtajemniczenia.
Ogromne wrażenie zrobiła
na mnie interpretacja Bettelheima, bardzo spójna z moim odbiorem tej
historii. Widzę w Czerwonym Kapturku skrzywdzoną dziewczynkę, która zawiodły
dwie dojrzałe kobiety, powołane to tego, aby ją chronić. Mam jednak ogromną
nadzieję, że dziecko, któremu los oszczędził traumy molestowania lub innego
rodzaju przemocy, zdoła dostrzec w tej opowieści jedynie przestrogę i napomnienie
. Z łatwością mogę sobie wyobrazić, że szczęśliwe dzieci znajdują w tej baśni
obraz pięknej łąki, zielonego lasu i ukaranego wilka.
Moje ulubione wydania to „Czerwony
Kapturek w wielkim mieście” z ilustracjami Roberto Innocentiego ( Media Rodzina
2014), „Czerwony Kapturek” z ilustracjami Joanny Concejo (Tako 2015) i „Kinder und Hausmarchen ohne Worte” Franka
Flotmanna ( Niemcy 2015).
Pierwsza książka przenosi
Czerwonego Kapturka do współczesnego świata; dziewczynka przemierza samotnie
współczesną dżunglę wielkiego miasta. Zwierzę, które okazuje się największym zagrożeniem, to człowiek.
Publikacja jest bardzo
obrazkowa, ze szczątkowym tekstem. Ilustracje są pełne treści, bardzo
dynamiczne, dające możliwość różnorodnych interpretacji: w zasadzie każda z
nich mogłaby opowiedzieć osobną historię. Doskonale oddają klimat wielkiego
miasta: niemal słuchać hałas, gwar, daje się odczuć panujący tam chaos. Dziecko
w czerwonym płaszczyku wtapia się w tłum; nie jest to zielony las na tle
którego byłoby bardzo widoczne, wydaje się też, że otaczający je ludzie mogliby
zminimalizować zagrożenie, zaoferować pomoc. Jest świat znany, a może nawet
bliski małemu czytelnikowi. Dziewczynka wędruje po znanym sobie mieście, wydaje
się, że jest bezpieczna – ale ani znane otoczenie, ani otaczający ją tłum nie
ustrzegli jej przed „złym zakończeniem”.
Autor tekstu przypomina nam, że znajdujemy się
w baśni i możemy na nią wpływać; a zaproponowanie zakończenie jest jedynie
jednym z wielu możliwych. Wydaje się to dobrym punktem wyjścia do rozmowy z
dzieckiem na temat bezpieczeństwa czy pedofilii. Szalenie ważnym wydaje mi się
opowiedzenie przez dziecko pozytywnego zakończenia tej historii. Bardzo
chciałabym, aby uratowało ono Czerwonego Kapturka.
Publikacja adresowana jest do
odbiorcy znającego treść baśni; wydaje
się ona znana tak powszechnie, że aż trudno mi uwierzyć w istnienie małego
odbiorcy kultury, który by się z nią nie zetknął.
Zupełnie inny klimat odnajdziemy w
książce zilustrowanej przez Joannę Concejo. To klasyczna wersja baśni,
opowiedziana pięknym literackim językiem (tłumaczenie Łukasza Musiała z języka
niemieckiego, z pierwszego wydania baśni braci Grimm z 1812 roku); wydaje się
być propozycją dla dziecka, zarówno tego najmłodszego, które zetknie się z nią po
raz pierwszy; jak i starszego – które chcemy zapoznać z klasyczną wersją
opowieści. Mimo, że nie jest to książka obrazkowa, trudno nie docenić tej
strony przedsięwzięcia; ilustracje nie tylko obrazują zachodzące zdarzenia, ale
również je interpretują.
Bardzo odpowiada mi
nawiązanie do wiejskiego folkloru, to jakby wskazanie na korzenie tej opowieści.
Perfekcyjnie oddany
klimat babcinego domku; wzorzysta tapeta, poroże jelenia i głowy innych
wypchanych zwierząt, koronkowa serweta, kwiaty w doniczkach. Dom wydaje się być
bezpiecznym obrazem z dzieciństwa, oglądanego z odległej perspektywy czasowej.
Mieści się on jednak w gęstym ciemnym lesie. Przypomina mi trochę mapę stumilowego Lasu; tyle , że w lesie
Concejo brakuje szerokich, bezpiecznych ścieżek łączących dobrze znane miejsca.
Mnóstwo tam krzaków, paproci; las spowija półmrok. Wielki, puszysty wilk oswaja
dziewczynkę włączając się do zabawy kłębkiem wełny. Czerwona włóczka sączy się
po stronach jak stróżka krwi. Niewinna z pozoru zabawa powoli zamienia się w
horror. „Oswojona” dziewczynka wydaje się tego nie zauważać. Wilk wychodzi z
cienia. Już wiemy, że to pedofil.
Publikacja jest bardzo
uniwersalna; można ją czytać tekstem lub obrazami; można zachwycić się ich
połączeniem.
Gdybym mogła ją wybrać,
kiedy Sara była maleńka, tak właśnie poznałaby Czerwonego Kapturka.
Ostatnia pozycja to moje
najnowsze odkrycie, wyjątkowa gra z czytelnikiem. Publikacja obrazkowa, rodzaj
komiksu zbudowanego z piktogramów. Idealnym adresatem wydaje się być ktoś
znający kanoniczne teksty baśni, kto będzie konfrontował znaną sobie opowieść z
bardzo interesującą interpretacją
obrazkową; pełną humoru i nieoczywistych skojarzeń. Autor używa ograniczonej
palety kolorów, ilustracje są proste i schematyczne, wymagają wielu dopowiedzeń.
Zastosowane „skróty” dają jednak wiele możliwości; można opowiadać piktogramy
na wiele sposobów. Bardzo jestem ciekawa, jakie historie opowiedziałby ktoś nie
znający baśni zebranych przez Grimmów.
http://www.amazon.de/Grimms-M%C3%A4rchen-Worte-Frank-Fl%C3%B6thmann/dp/3832197087
Poza licznymi zbiorami
baśni, katalog Biblioteki Narodowej odnotowuje 370 pozycji z „Czerwonym
Kapturkiem” w tytule.
Wiele z nich przejmuje smutkiem
lub grozą; świadczą o zupełnym braku szacunku do dziecięcego czytelnika i jego
rodziny. Zaryzykowałabym nawet twierdzenie, że szkodzą. O wiele bardziej
wartościowe wydaje mi się powiadanie dzieciom baśni, niż „raczenie” ich
edytorskimi koszmarkami. Zresztą ujęłam to zbyt delikatnie; wcale mi się nie
wydaje. To, że baśń jest własnością ludzkości, nie może przecież oznaczać, że
wolno z nią zrobić wszystko.
To tak jakby domalować Mona Lisie wąsy. Na
oryginale.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz